Rzecz o Franciszku Lepichu i jego życiowej pasji – fotografowaniu
Franciszek Lepich całe swoje życie związał z Oleszką – jedną z najbardziej urokliwych śląskich wsi leżących u podnóża Góry św. Anny, w gminie Zdzieszowice. Od południa wieś ta sąsiaduje z Żyrową, a od zachodu z Jasioną, do której administracyjnie należy Kolonia – część Oleszki usytuowana po lewej stronie drogi prowadzącej do tej miejscowości. Właśnie tam Franciszek przyszedł na świat 9 października 1909 roku – wtedy Oleszka i cały Górny Śląsk stanowiły jeszcze terytorium niemieckie. Był najstarszy z pięciorga dzieci Franza i Marii Leppichów (w 1911 roku urodziła się Hedwig, w 1913 – Waleska, w 1919 – Nicolaus, a w 1924 – Klara). Na chrzcie nadano mu imię po ojcu – Franz. Po II wojnie światowej, gdy Śląsk został przyłączony do Polski i zaczęto z jego przestrzeni publicznej rugować wszelkie ślady niemieckości, Leppichowie – podobnie jak wielu innych Ślązaków – zostali zmuszeni do zmiany swoich niemieckobrzmiących imion i nazwisk na bardziej słowiańskie. Od tego momentu Franz Leppich był Franciszkiem Lepichem.
W 1915 roku Franciszek rozpoczął naukę w ośmioklasowej szkole powszechnej w Jasionej, którą ukończył w 1923 roku. Ten okres jego życia przypada na czasy I wojny światowej (1914–1918) i formowania się państwa polskiego po jej zakończeniu, a także na lata trzech powstań śląskich (1919, 1920 i 1921), zorganizowanych przez ludność Górnego Śląska domagającą się przyłączenia tego regionu do Polski. Po plebiscycie przeprowadzonym 20 marca 1921 roku, mającym rozwiązać problem przynależności państwowej tego terytorium, część Górnego Śląska z Oleszką nadal pozostawała w państwie niemieckim.
Franciszek Lepich. Kolonia Jasiona (niem. Jeschona), lata 30. XX w.
W 1924 roku Franciszek zaczął terminować u mistrza kołodziejskiego Heinricha Grossa w Leśnicy (powiat strzelecki). Dlatego mieszkał u niego od poniedziałku do piątku. W każdy poniedziałek wczesnym rankiem ojciec zawoził go furmanką do Leśnicy wraz z przygotowanym prowiantem. Bywało, że po zajęciach w warsztacie Franciszek opiekował się pięciorgiem dzieci swego gospodarza. Na sobotę i niedzielę wracał do domu w Kolonii i tylko wtedy mógł pomagać rodzicom w gospodarstwie. Dziwiło to sąsiadów, którzy pytali jego ojca: Jak ty tak możesz swojego nojstarszego synka posyłać na nauka, jak ty mosz tyla roboty w dóma? Po zdaniu egzaminu czeladniczego w 1927 roku Franciszek znalazł zatrudnienie w warsztacie swego mistrza, gdzie przepracował pięć lat, doskonaląc umiejętności zawodowe. W 1932 roku wrócił do domu na stałe i założył własny warsztat kołodziejski. Pracował w nim w pojedynkę do 1936 roku, wykonując na zamówienie powozy, fury i bryczki oraz narzędzia dla rolników i gospodarstw domowych. Świadczył także usługi stolarskie, które obejmowały stolarkę budowlaną (okna, drzwi, schody itp.), drewniane wyposażenie dla miejscowych obiektów sakralnych (ławki, schody, lampy, świeczniki, ramy itp.), a nawet sanki i narty z drewna jesionowego lub bukowego, na których szusowano po annogórskich stokach. Prowadził warsztat i w dalszym ciągu pomagał rodzicom w gospodarstwie. W 1935 roku zmarła jego matka. Rok później zatrudnił się w charakterze kołodzieja i cieśli w przypałacowym majątku w Żyrowej u Hansa Clemensa i Elisabeth von Francken-Sierstorpff – ostatnich właścicieli „zamku”. Ta praca umożliwiła mu dalsze doskonalenie w zawodzie, czego zwieńczeniem był pozytywnie zdany egzamin na mistrza w zawodzie kołodzieja przed komisją egzaminacyjną Izby Rzemieślniczej (niem. Handwerkskammer) w Opolu 2 września 1938 roku.
Wybuch II wojny światowej nie przeszkodził Franciszkowi w ożenku z Gertrudą Smiatek z Jasionej. Ślub cywilny zawarł 8 czerwca 1941 roku w Standesamcie (niemiecki odpowiednik Urzędu Stanu Cywilnego), który mieścił się w budynku znajdującym się przy wjeździe do żyrowskiego pałacu, a ślub kościelny – dzień później w kościele parafialnym pw. św. Marii Magdaleny w Jasionej. Z tego związku w czasie wojny urodziło się troje dzieci: Berthold Karol, Norbert Franciszek i jego bezimienny brat bliźniak, który zmarł podczas porodu. W grudniu 1943 roku Franciszek „został zabrany” na wojnę i służył jako szeregowy żołnierz w niemieckim wojsku aż do jej zakończenia. W 1945 roku trafił do amerykańskiej niewoli. Do domu rodzinnego wrócił na początku 1947 roku, kiedy to Górny Śląsk znajdował się już w granicach Polski. W dniu 1 września 1947 roku podjął pracę w wybudowanych przed wojną Zakładach Koksowniczych w Zdzieszowicach. Mimo to znajdował czas na prowadzenie warsztatu i zajmowanie się gospodarstwem.
Po wojnie przyszło na świat kolejnych troje jego dzieci – Józef, Bronisława i Antoni. Na początku lat pięćdziesiątych na mocy ustawy o rejestracji i przymusowym wykupie maszyn przemysłowych Franciszek został pozbawiony wyposażenia warsztatu. Ponieważ warsztat kołodziejsko-stolarski nie mógł funkcjonować bez maszyn do obróbki drewna, Franciszek skonstruował ich prymitywne zamienniki.
W 1971 roku przeszedł na emeryturę, by opiekować się chorą żoną i wnuczką Gabrielą – córką Bronisławy. Po śmierci żony w 1982 roku nadal prowadził gospodarstwo rolne, pracował w warsztacie i w swojej pasiece. Ule wykonał sam. Robił je zresztą nie tylko dla siebie, ale i dla innych pszczelarzy, opierając się na doświadczeniach ks. Jana Dzierżona. Współpracował z wieloma lokalnymi pszczelarzami, zwłaszcza z ks. Jerzym Wesołym – miejscowym proboszczem, oraz Alojzym Trelą – kierownikiem szkoły podstawowej w Jasionej. Dzielił się z nimi swoją wiedzą, wymieniał się doświadczeniami i udostępniał im posiadaną literaturę.
Gdy jego dzieci opuściły rodzinne gniazdo i zaczęły budować własne domy, wykonał dla nich kompletną stolarkę okienną i drzwiową. Co ważne, zadbał wcześniej o to, by jego potomstwo zdobyło wykształcenie, bo chciał, żeby miało lepszy start życiowy niż on. Dlatego mawiał często: Joł od wołs nic nie chca, joł wóm tyż nic niy dóm, yno wykształcynie. Do 1999 roku pozostawał w bardzo dobrej kondycji fizycznej i psychicznej. Jeździł na rowerze, odwiedzał dzieci i wnuki, uczestniczył we wszystkich uroczystościach rodzinnych – chrzcinach, roczkach, komuniach, urodzinach i weselach. Doczekał się 13 wnuków i 4 prawnuków. Dożył 90 lat. Zmarł 21 lutego 2000 roku.
Osobny rozdział jego życia stanowiła przygoda z fotografią. Interesował się nią już od najmłodszych lat. Pierwszy aparat fotograficzny dostał w prezencie „na Dzieciątko”, czyli w Boże Narodzenie, gdy miał 14 lat. Był to aparat kliszowy na szklane negatywy o wymiarach 60×90 i 90×120 mm. Później postarał się o nowocześniejszy model na szklane klisze o wymiarach 120×150 mm. Oprócz tego urządził dla siebie pracownię fotograficzną z ciemnią. Wyposażył ją w powiększalnik własnej konstrukcji oraz rzutnik umożliwiający oglądanie zdjęć na ekranie lub ścianie. Wykonywanie zdjęć aparatem kliszowym na szklane negatywy, zwłaszcza w terenie, było uciążliwe, albowiem oprócz sporych rozmiarów aparatu i niezbędnego statywu oraz specjalnej płachty trzeba było dźwigać szklane negatywy – każdy z nich był zamknięty w osobnej kasecie. Ich liczba odpowiadała liczbie zaplanowanych zdjęć. Franciszek posiadał aparat fotograficzny wyposażony już w samowyzwalacz, dlatego mógł się fotografować z ludźmi pozującymi mu do zdjęć grupowych. Przedtem jednak musiał ocenić i ustawić kadr, nastawić ostrość oraz czas naświetlania i dopiero wtedy uruchomić samowyzwalacz. Fotografowanie dość wcześnie stało się jego pasją, a wieść o fotografie amatorze błyskawicznie rozeszła się po okolicy.
W latach międzywojennych mieszkańcy Oleszki i okolicznych wsi, głównie Żyrowej i Jasionej, zapraszali go do siebie, by uwieczniał na szklanych kliszach ważne dla nich uroczystości rodzinne (wesela, chrzciny, roczki, komunie) i wydarzenia religijne (procesje odpustowe, stawianie ołtarzy na Boże Ciało). Wiele kobiet i mężczyzn zamawiało u niego zdjęcia portretowe oraz zdjęcia do legitymacji lub innego dokumentu tożsamości.
Oprócz ludzi fotograf amator uwieczniał na szklanych kliszach lokalne budowle (m.in. dworzec w Zdzieszowicach czy dom przy żyrowskiej szkole podczas rozbiórki). Sporo jego zdjęć dotyczy pałacu w Żyrowej i jego właścicieli. Powstały one w okresie, gdy był on tam zatrudniony (np. przesadzanie okazałego buka w przypałacowym parku czy posadowienie figury Madonny z aniołkiem na grobie zmarłej w trzecim roku życia hrabianki). Fotografował pałacowe wnętrza i znajdujące się tam rzeźby, obrazy, żyrandole, kominki… Swoje zdjęcia prezentował co pewien czas w Oleszce, w sali należącej do rodziny Bombów. Należy tu dodać, że współpracował z innymi lokalnymi fotografami, m.in. ze swoim krewnym od strony żony Gerhardem Szatonem z Góry św. Anny. Wielu sąsiadów poszło w ich ślady.
Gdy spojrzymy na Franciszka Lepicha przez pryzmat jego biografii i zainteresowań, jawi się nam on człowiekiem niezwykłym, a przy tym bardzo skromnym, nieafiszującym się swoimi talentami i swoją wielką pasją – fotografowaniem.
***
Niniejszy tekst powstał na podstawie życiorysu spisanego własnoręcznie przez Franciszka Lepicha 22 lipca
1962 roku oraz dokumentu potwierdzającego złożenie przez niego egzaminu na mistrza w zawodzie kołodzieja, a także relacji i wspomnień Franciszkowych dzieci – Bertholda (l. 79), Bronisławy (l. 72) i Antoniego (l. 70) – oraz Annemarie Kusch (l. 92) z Leśnicy, córki Heinricha Grossa, u którego Franciszek uczył się kołodziejstwa.
Helga Bieniusa
prezes Stowarzyszenia „Nasze Dziedzictwo” w Żyrowej
Dofinansowano ze środków Ministerstwa Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – Państwowego Funduszu Celowego
i ze środków Samorządu Województwa Opolskiego