Dziedzictwo kulturowe Śląska Opolskiego.
Przykład lokalnej społeczności z okolic Góry Świętej Anny
Wobec ciągle żywotnego dyskursu o Śląsku jako regionie pogranicza etnicznego, którego głównym bohaterem jest ludność rodzima, ocalałe fotografie Franciszka Lepicha z pierwszej połowy minionego stulecia są niezwykle cennym i bardzo ważnym dokumentem. Regionaliści ze Stowarzyszenia „Nasze Dziedzictwo” z Żyrowej uznali je za „prawdziwy skarb”. I trzeba się z nimi zgodzić, zwłaszcza gdy się je porówna z wszystkimi innymi materiałami z tego okresu, zapisanymi i opracowanymi przez badaczy, ponieważ na zachowanych zdjęciach w sposób bezpośredni i autentyczny utrwalona została obiektywna rzeczywistość w konkretnym przedziale czasowym (lata 20.–40. XX wieku) i w naturalnym środowisku społecznym. Tak, ta oryginalna kolekcja, na którą składa się ponad 750 szklanych negatywów dotyczących trzech wsi spod Góry Świętej Anny – Oleszki, Żyrowej i Jasionej – autorstwa Franciszka Lepicha, stanowi „prawdziwy skarb”, jest bowiem dokumentem bardzo reprezentatywnym, ilustrującym życie codzienne i zróżnicowane formy świętowania Ślązaków w pierwszej połowie XX wieku.
Dziedzictwo kulturowe zapisane i tym samym opisane na szklanych negatywach dostarcza tak wiele ważnych dowodów historycznych i społeczno-obyczajowych, że zmusza badacza „znikającego świata” do „powrotu do źródeł” zbieractwa folklorystycznego. W Europie zróżnicowane zainteresowania kulturą ludową sięgają epoki wcześniejszej niż romantyzm. Można tu wymienić wiele osób, poczynając od amatorów i podróżników, a na specjalistach, czyli ówczesnych ludoznawcach, prowadzących swe prace według wcześniej przygotowanych programów badawczych kończąc. Na Górnym Śląsku prace te prowadzone były jednak w zmieniających się realiach państwowych i politycznych z powodu wielowiekowego usytuowania tego regionu poza obszarem państwa polskiego.
Franciszek Lepich. Kolonia Jasiona (niem. Jeschona), lata 30. XX w.
Oceniając rozwój badań folklorystycznych w tym regionie, nie sposób uwolnić się od postrzegania przynajmniej niektórych z nich przez pryzmat ideologizacji ze strony polskiej, a jeszcze bardziej – ze strony niemieckiej. Trzeba też zwrócić uwagę na bardzo charakterystyczną cechę śląskoznawczych prac terenowych. Rozległa akcja rejestrowania różnych przejawów kultury ludowej była tu prowadzona dwutorowo, to znaczy nie tylko przez specjalistów wywodzących się spoza Śląska (Izmaił I. Sriezniewski, Juliusz Roger, Bogumił Hoff, Lucjan Malinowski, Richard Kühnau, Will Erich Peuckert, Joseph Klapper), gdyż folklorem – w przeciwieństwie do sytuacji w innych regionach – interesowali się również zbieracze rodzimi (np. Józef Lompa), w tym wielu amatorów, którzy pochodzili z tych samych warstw społecznych (chłopskich lub robotniczych) co ich informatorzy. To, że śląscy zbieracze amatorzy wywodzili się z ludu, umożliwiło im gromadzenie materiałów cechujących się większym autentyzmem. Jeżeli dołączymy tu wyniki eksploracji terenowych miejscowych kapłanów, np. ks. Adolfa Hytrka i ks. Michała Przywary, rozmaite materiały wspomnieniowe, pamiętniki i listy takich depozytariuszy śląskiego dziedzictwa kulturowego, jak np. Franciszek Tiszbierek, Jakub Kania czy Andrzej Stampka, to otrzymamy imponujący swą zawartością rejestr zróżnicowanych przykładów tradycji kulturowej ludu śląskiego.
W tak ogólnie z konieczności zarysowanych „dziejach” zbieractwa kultury ludowej na Śląsku wyróżnia się Franciszek Lepich z Oleszki jako bardzo ważny dokumentalista, strażnik pamięci wielu pokoleń Ślązaków, utalentowany depozytariusz dziedzictwa kulturowego tego regionu. Słowo pisane zastąpił obrazem. Jego obszerna narracja fotograficzna jest jednoznaczna: otrzymujemy wizualną opowieść o soli tej ziemi, czyli o Ślązakach pierwszej połowy XX stulecia i ich świecie, świętowaniu i życiu codziennym.
Utrwalony na zdjęciach przez Franciszka Lepicha kulturowy obraz świata lokalnej społeczności można w zasadzie odnieść do całego obszaru Śląska Opolskiego, regionu, w którym – co ważne – już pod koniec XIX stulecia postępował proces przemian tradycyjnej kultury ludowej. Intensywny rozwój przemysłu oraz związane z nim przeobrażenia społeczno-gospodarcze i ogólnocywilizacyjne, zmiany polityczne, a także ekspansywne wpływy zachodniej kultury mieszczańskiej wpłynęły na wszystkie aspekty życia obyczajowego mieszkańców nie tylko miast, ale i wsi śląskich. Kolekcja zachowanych fotografii imponuje różnorodnością tematyczną: prócz indywidualnych portretów ludzi w różnym wieku (nierzadko w wielu ujęciach) zachowały się zdjęcia zbiorowego świętowania mieszkańców badanych wsi, ich pracy w polu oraz pracy wykonywanej przez miejscowych rzemieślników, a także robotników zatrudnionych w przypałacowym majątku w Żyrowej lub Zakładach Koksowniczych w Zdzieszowicach. Mamy przykłady pracy zawodowej kobiet, podejmowanej poza domem. Są także ujęcia zwierząt, prywatnych budynków mieszkalnych (z charakterystycznymi przedsionkami, tzw. laubami) i obiektów użyteczności publicznej, miejscowych zakładów rzemieślniczych (piekarni, tartaku, kuźni), zabudowań gospodarczych, zabytków, pomników, sadów i ogródków oraz wybrukowanych kamieniem wapiennym podwórek i chodników, okolicznych krajobrazów… W rezultacie otrzymujemy potwierdzenie konkretnych faktów kulturowych, które do tej pory badacze próbowali analizować jedynie na podstawie materiałów archiwalnych i przekazu ustnego, tłumacząc to specyfiką badanego regionu. Fotografie Lepicha jednoznacznie ukazują przewagę liczebną rodzin wielodzietnych, a także rodzin wielopokoleniowych w środowisku wiejskim, czytelnie eksponują pozycję autorytetów (są to ludzie starsi, którzy na wszystkich zdjęciach zajmują centralne miejsce – siedzą w pierwszym rzędzie, a młodsi stoją, kucają lub klęczą).
Zwyczaje i obrzędy rodzinne oraz doroczne, charakterystyczne dla Górnego Śląska i utrwalone na fotografiach Franciszka Lepicha, zasługują na oddzielną uwagę. Obrzędy rodzinne dotyczą kluczowych momentów w życiu człowieka – narodzin, zaślubin (zawarcie małżeństwa i założenie rodziny jest wyrazem osiągnięcia dojrzałości biologicznej i społecznej) oraz śmierci i pogrzebu – nadto dotyczą ważnych uroczystości religijnych, takich jak chrzest św., tzw. roczek, I Komunia Święta, które wiążą się z doświadczaniem w życiu kolejnych obrzędów przejścia. Na Górnym Śląsku do dziś można się zetknąć z wieloma dawnymi wierzeniami, zachowaniami i wróżbami mającymi zapewnić zdrowie, pomyślność i szczęście.
W życiu przechodzimy trzy fazy: anabolizmu, czyli budowania; równowagi, czyli stabilizacji (okres między 20. a 40. rokiem życia), a po ukończeniu 40 lat – zdaniem antropologów – trafiamy na równię pochyłą, która prowadzi do katabolizmu, czyli rozpadu. Zatem starzenie się i umieranie jest naturalnym etapem życia człowieka, ale postrzegamy go już w kategoriach odchodzenia (zjazdu).
Rodzinne zdjęcia obrzędowe zaświadczają o powszechnych nie tylko w badanym środowisku, ale i praktycznie na całym Górnym Śląsku formach świętowania, poczynając od obrzędu chrztu św. i bardzo popularnego do dziś w tym regionie „roczku”. Wśród tych fotografii dominują zdjęcia ślubne młodej pary i zdjęcia grupowe wszystkich gości weselnych. Cykl ten wieńczą „portrety” trumienne dzieci i osób starszych, a dopełniają je indywidualne fotografie komunijne oraz fotografie pierwszoklasistów z tytami. Dodajmy od razu, że tyty, czyli torby w kształcie stożka wypełnione słodyczami (ślad po tzw. rogu obfitości), którymi do dziś w środowisku ludności rodzimej obdarowywani są uczniowie I klasy szkoły podstawowej rozpoczynający nowy etap w swoim życiu, mają osłodzić im pierwsze dni nauki w szkole. Na Śląsku Opolskim ten świecki zwyczaj o niemieckim rodowodzie mieszczańskim przejmują w ostatnich latach również inne grupy etniczne, przybyłe tu po II wojnie światowej.
Jak widać na fotografiach, niemowlęta do chrztu ubrane są na biało, ułożone w białym beciku i przykryte białą kapą (nie widać już na niej gałązek mirtowych – symbolu niewinności, ani szerokich wstążek z wianuszkami mirtowymi). Dzieci, które ukończyły pierwszy rok życia, na uroczystość religijną w kościele, tzn. na mszę św. odprawianą w ich intencji, również ubierane są na biało i niektóre z nich – zgodnie z tradycją (magią pożyteczną) – na prawym ramieniu mają przyszyty wianuszek mirtowy, który z racji owalnego kształtu i zielonych gałązek ma chronić dziecko przed złymi mocami oraz zapewnić mu pomyślność. Zielone gałązki mirtu pełnią swą sakralną funkcję również podczas uroczystości I Komunii Świętej, na każdym zdjęciu trzymane przez dzieci długie świece oplecione są właśnie mirtem. Warto podkreślić, że dopiero na początku lat 20. XX stulecia zaczęto ubierać dziewczynki z tej okazji w białe sukienki i ta nowa moda miejska (nazywana też pańską) dotarła również do badanych miejscowości. Dziewczynki ubrane są w krótkie, ale zakrywające kolana białe sukienki z długimi rękawami, białe rajstopy, ciemne (czarne?) czółenka z paseczkiem (sporadycznie mają założone białe półbuty). Długie włosy zaplecione są w warkocze ustrojone białymi kokardami (rzadko widzimy włosy rozpuszczone). Głowy wszystkich dziewczynek są ozdobione wiankami mirtowymi. Niektóre z dziewczynek mają na szyi medalik świadczący o przynależności do Sodalicji Mariańskiej. Wszyscy chłopcy ubrani są w ciemne garnitury, krótkie spodnie (też przykrywające kolana), ciemne rajstopy lub podkolanówki i ciemne (czarne?) półbuty. Białe koszule wyróżniają się takimi samymi charakterystycznymi wyłogami, czyli tzw. kołnierzykiem Słowackiego. Prócz świec przystrojonych dodatkowo serwetkami z materiału (w tym także koronkami) wszystkie dzieci trzymają w rękach książeczki do nabożeństwa. Na tych pozowanych fotografiach (przed domem, głównie na tle drzwi lub wejścia do przedsionka) dzieci są bardzo poważne, stoją w pojedynkę (sporadycznie z rodzeństwem lub osobami dorosłymi).
Bardzo interesujące są zdjęcia ślubne i weselne, głównie te uwieczniające kobiety, zwłaszcza panny młode. Każdą z nich wyróżnia wianek mirtowy symbolizujący panieństwo i niewinność. Nakrycie głowy panny młodej – jak widać na zdjęciach – było bardzo ważną częścią jej obrzędowego stroju. Zielony wianek mirtowy mogła założyć tylko dziewica. Był on zawsze bardzo dobrze widoczny, albowiem włosy zaczesane gładko (bez grzywki) były upięte z tyłu głowy w kok. Mężczyźni, w tym nowożeńcy, już w drugiej połowie XIX wieku zaakceptowali zachodnie wpływy kulturowe, a konkretnie – mieszczański strój obrzędowy. I tak, na zachowanych fotografiach każdy pan młody ubrany jest w elegancki czarny garnitur (ancug), białą koszulę z zawiązaną pod szyją białą (rzadziej ciemną) muszką. Z butonierki wystaje gustowna chusteczka, a do klapy marynarki przypięta jest woniaczka, czyli mały bukiecik mirtowy, dodajmy: jedyny tradycyjny rekwizyt mający przypominać dawną „różdżkę weselną”. W ręku trzyma białe rękawiczki, nieraz również cylinder. Taki wizerunek pana młodego dopełniają skórzane półbuty. Natomiast wśród pań młodych staromodną elegancją wyróżniają się te ubrane w strój ludowy zwany chłopskim, czyli w ancug, który był szyty z czarnej tkaniny fabrycznej (weluru, aksamitu, cienkiej wełny, rypsu lub jedwabiu). Składał się on z dwóch części – charakterystycznego kaftana (jupy, inaczej jakli) ze stójką, zapinanego na zatrzaski (ozdobne guziki naszyte w jednym lub dwóch rzędach stanowiły element dekoracyjny), sięgającego za biodra, poszerzanego u dołu i bardzo często zakończonego koronkową falbaną. Spódnica (mazelonka) doszyta była do stanika (lajbika). Widoczne na zdjęciach mazelonki są stosunkowo krótkie, gdyż zgodnie z modą z początku XX wieku sięgają do połowy łydki. Całość tego czarnego stroju ślubnego obowiązkowo dopełnia biały (jasny) fartuch (jedwabny, atłasowy, adamaszkowy, brokatowy lub satynowy), krótszy od mazelonki i typowy dla strojów Śląska Opolskiego. Jak widać, fartucha (zopaski) jako symbolu kobiecości, pracowitości, płodności nie mogło zabraknąć również w stroju obrzędowym. Ten dostojny wizerunek pań młodych spod Góry Świętej Anny, ubranych w tradycyjny strój, zwany też polskim, dopełniają gustowne kolczyki. Co godne uwagi – panny młode nie trzymają już w ręku książeczki do nabożeństwa, zastąpił ją bowiem zgodnie z najnowszymi trendami mody i walorami estetycznymi bukiet kwiatów.
Wśród fotografii ślubnych, dokumentujących wzorcowo proces przemian społeczno-obyczajowych na wsiach śląskich, warto zwrócić uwagę na bardzo charakterystyczne elementy procesu przechodzenia z kultury ludowej na mieszczańską. Przede wszystkim jest to niespotykana w innych regionach Polski czarna sukienka ślubna, powiedzielibyśmy dziś: elegancka kreacja wieczorowa, dopasowana do figury panny młodej (obcisła), długa, już niezapięta pod samą szyją, ale wycięta w szpic, a powstały w ten sposób dekolt zdobi biały kołnierzyk. Jak wiadomo, szybko zastąpiła ją biała sukienka z welonem. Zachowało się zdjęcie panny młodej w białej sukience, ale jeszcze bez welonu – głowa przystrojona jest tak jak w stroju chłopskim jedynie wiankiem mirtowym. Generalnie welon, gdy już dopełnił białą suknię, musiał początkowo być długi bądź bardzo długi, by ciągnąć się po ziemi. Niewiele się zmieniło w przypadku tak ważnego dotychczas wianka – musiał się skomponować z nową kreacją, by nadal świadczyć o niewinności pani młodej. Ciągle czytelna i ważna symbolika wianka w tradycyjnej obyczajowości zadecydowała o tym, że początkowo umieszczano go na welonie, aby go wszyscy widzieli. Z czasem taki wianek na welonie stał się stroikiem. Mamy tu też przykład wianka na welonie przystrojonego jak korona – został on umocowany, tak jak powszechnie robiono to w centralnej Polsce (np. w Opoczyńskiem) i na Kujawach, na tzw. wstążce (podwstążniku), którą upinano i marszczono pionowo. Na powstałych w ten sposób białych falbankach płóciennych lub koronkowych, które okalały twarz, umieszczano zielony wianek. Badacze w białym kolorze, wianku w formie stroika i welonie jako reminiscencji dawnego „zawicia, zowijki, opaski”, czyli szczególnego nakrycia głowy, dopatrują się pierwotnej „oznaki przejścia ze stanu panieńskiego do zamężnego”. Zdarzało się, że panny młode swoje białe długie sukienki (bądź krótsze, odkrywające kostki i eleganckie białe pantofelki na cienkim obcasie) przystrajały dodatkowo gałązkami mirtu i zakładały do nich nie tylko łańcuszki z medalikami, ale i białe korale, a oprócz bukietu całość zaczęły dopełniać małymi białymi torebkami. Konkludując, należy stwierdzić, że w omawianej kolekcji dominują zdjęcia młodych par ubranych według najnowszej zachodniej mody mieszczańskiej.
Warto zauważyć, że kres życia człowieka w zbiorze fotografii Lepicha dokumentują charakterystyczne dla całego Górnego Śląska wizerunki trumienne niemowląt i małych dzieci (przykrytych obrazkami religijnymi, podarowanymi przez żegnające je dzieci) oraz ludzi starszych. Świadczą one o żywotnej funkcji integracyjnej – w obrzędzie pogrzebowym, czyli izolacyjnym, uczestniczyła nie tylko rodzina, ale i sąsiedzi, zarówno dorośli, jak i dzieci, oddając zmarłemu „ostatnią przysługę”.
Zgodnie z tradycją w obrzędowym pejzażu Śląska Opolskiego wyróżniają się również zwyczaje i obrzędy doroczne, współegzystujące z rokiem liturgicznym. Takim przykładem pielęgnowania własnego dziedzictwa kulturowego na badanym obszarze jest pochód z maszkarą obrzędową, czyli z niedźwiedziem (berem), w ostatnich dniach karnawału. Obrzędowe grupy wodzące niedźwiedzia nacechowane były dawniej pogańską magią poży-teczną, a niedźwiedź pełnił funkcję kozła ofiarnego. Grupy przebierańców uczestniczących w pochodzie były nosicielami szczęścia, miały zapewnić pomyślność ludziom i zwierzętom, domowi i całej zagrodzie, a w polu – dobre urodzaje. Wodzenie niedźwiedzia do dziś przetrwało na Górnym Śląsku w wielu lokalnych środowiskach (również we wsiach pod Górą Świętej Anny) jako widowisko korowodowe i w 2019 roku zostało wpisane na Krajową listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego, założonej po ratyfikowaniu przez Polskę w 2011 roku Konwencji UNESCO o ochronie niematerialnego dziedzictwa kulturowego z 2003 roku. W tym samym roku na tej liście znalazło się również kroszonkarstwo opolskie, czyli tradycyjna rytownicza technika zdobienia jaj wielkanocnych, tzw. kroszonek. Współcześnie są one wykonywane również w badanych wsiach subregionu strzeleckiego. Jak ustalili regionaliści z Żyrowej, w pamięci jej mieszkańców jako utalentowana kroszonkarka zapisała się Maria Bąk (Bonk, z domu Porada) z Kolonii Jasiona, którą zidentyfikowano wśród osób utrwalonych na szklanych negatywach Lepicha. Zapamiętano także, że zdobiła ona jajka „zafarbowane w cebuli lub pomalowane na czarno misternymi wzorami w drobne kwiatuszki i listeczki już od pory zimowej. Z tego względu nie miała czasu”.
To, że właśnie Ślązacy pamiętają jeszcze o wielu tradycyjnych praktykach związanych z rodzinną i doroczną obrzędowością, wiele z nich starają się pielęgnować, jednoznacznie świadczy o niezwykle silnym więziotwórczym charakterze śląskiej tradycji. Za jedną z przyczyn budowania i trwania tak silnych więzi społecznych (rodzinnych i sąsiedzkich) można uznać zasiedziałość rodzin śląskich. W lokalnym środowisku wszyscy się znają i wzajemnie sobie pomagają. Zróżnicowane formy pomocy dają się też zauważyć na zachowanych zdjęciach dotyczących pracy w polu i w gospodarstwie, w warsztacie rzemieślniczym, przy rozbiórce starych domów… Zasiedziałość Ślązaków można również łączyć ze zbiorowym kultywowaniem praktyk religijnych i różnych form religijności ludowej. Fotografie Lepicha dlatego są tak ważnymi dokumentami, bo poświadczają również wyniesiony z domu rodzinnego system wartości i religijność mieszkańców Górnego Śląska, którzy zgodnie z tradycją kroczyli w swym życiu „drogą” religijnych sakramentów i w taki właśnie sposób manifestowali związek z Kościołem katolickim. Do dziś to właśnie parafia w diecezjach śląskich wydaje się bardzo ważną „instytucją administracyjną”, z którą wierni się identyfikują, dbając nie tylko o swój kościół, ale też o cmentarz, kapliczki i krzyże, aktywnie uczestnicząc w wielu pozaliturgicznych formach zwyczajowych (np. w odpustowych uroczystościach parafialnych, kiermaszach i pielgrzymkach).
Co bardzo ważne, pamięć mieszkańców wsi spod Góry Świętej Anny w odkrytych szklanych negatywach otrzymała twórcze wsparcie. Negatywy te sprawiły, że po tylu latach doszło w badanej społeczności lokalnej wręcz do jej „erupcji”, a powojenna (nie)pamięć, pielęgnowana głównie w przekazie rodzinnym, została teraz wyeksponowana. Zdjęcia spowodowały to, że „pamięć przeszłości” eksplodowała, doszło do połączenia indywidualnej i zbiorowej potocznej wiedzy o rodzinie, krewnych, powinowatych i sąsiadach. Mała historia lokalna splotła się tu z wielką historią Europy. We współczesnych relacjach i opowieściach wspomnieniowych ożyła teraz prawie cała wielopokoleniowa społeczność, a nie tylko uwiecznione przez Lepicha osoby z pierwszej połowy XX wieku. Z uwolnionej już „pamięci urzędowej” na temat II wojny światowej, wkroczenia wojsk radzieckich na Górny Śląsk i powojennych perypetii Ślązaków wydostały się teraz „na światło dzienne” rozmaite informacje. Potoczna wiedza mieszkańców – jak wynika z przeprowadzonych ostatnio przez regionalistów z Żyrowej wywiadów – nie ogranicza się do konkretnego wydarzenia uwiecznionego na fotografiach z lat 20., 30. i 40. XX stulecia. Wiele relacji i opowieści wspomnieniowych dotyczy nie tylko powstań śląskich, ale i przeważnie dramatycznych wydarzeń związanych z wkroczeniem na Śląsk Opolski wojsk radzieckich w 1945 roku oraz z powojenną zmianą granic państwowych, nową sytuacją polityczną, gospodarczą, administracyjną, społeczno-obyczajową, z wyjazdami do Niemiec. Ludzie wiedzą także (choć ze względu na żyjących krewnych bądź sąsiadów nie zawsze chcą o tym mówić), kto podczas II wojny światowej służył w takiej lub innej formacji wojskowej, gdzie służył (np. na froncie wschodnim, w Norwegii, we Francji), kto i gdzie zginął, a kto po wielu latach „wrócił z niewoli w Rosji”… Myślę tu również m.in. o wprowadzonej przez władze polskie zmianie imion ludności miejscowej, by wymienić konkretne przypadki, które ujawniły się podczas identyfikacji utrwalonych na zdjęciach osób, np.: Jadwiga (wcześniej Hedwig), Jerzy (Georg), Krystyna (Irmlind), Barbara (Gudrun), Eugeniusz (Wolfgang), Franciszek (Franz), oraz o modyfikacji pisowni nazwisk, np. Szulc (z wcześniejszego Schultz). Mieszkańcy Oleszki pamiętają do dziś, kto z ich sąsiadów po II wojnie światowej został zmuszony do opuszczenia własnego domu i „mieszkał komorą”, czyli w innym domu, przygarnięty przez życzliwych sąsiadów. Jak wynika z przeprowadzonych wywiadów, generalnie mieszkańcy wsi „cudem uniknęli tego losu, dlatego jako dziękczynienie chodzili [co roku – T.S.] z procesją dziękczynną na Górę św. Anny”.
Mieszkańcy badanego obszaru zachowali pamięć o sąsiadach, którzy przodowali nie tylko w pracowitości, uprawianiu ziemi i prowadzeniu gospodarstwa. Na zdjęciach bowiem została uwidoczniona również specyfikacja zawodów Ślązaków, które cieszą się uznaniem do dziś i w których wielu mężczyzn wyróżniało się swymi nieprzeciętnymi umiejętnościami rzemieślniczymi. Można tu wymienić za informatorami owych specjalistów: cieślę,szewca, mistrza budowlanego, dekarza, murarza, stolarza, kowala, piekarza, kołodzieja, fryzjera, ślusarza, rymarza, pszczelarza, tzw. złotą rączkę, a także krawcową czy salową w szpitalu. Do dziś mieszkańcy pamiętają, kto we wsi miał największe gospodarstwo i „uchodził za najbogatszego gospodarza”, kto pracował w koksowni w Zdzieszowicach, a kto w lesie przy wyrębie drewna, kto był urzędnikiem pocztowym, a kto kościelnym, kto pełnił funkcję grabarza (kopidoła). Warto tu podkreślić, że w badanych wsiach niektóre rodziny dbały również o kształcenie swych dzieci, przykładem może być rodzina Ochmanów, z której wywodzili się: stomatolożka, zakonnica, pełniąca swą posługę w Rzymie, kapłan i psycholog z tytułem doktora, a także rodziny Postów, Dudków… W pamięci mieszkańców ocalały również popularne przezwiska nieżyjących już sąsiadów (np.: Sznupołk, Jaca, Korespondynt, „popękane fajniątko”). Ludzie wiedzą, kto zyskał miano „duszy towarzystwa” i kto nazywany był „polskim patriotą” (w 1941 r. zginął on w Auschwitz). Nadal są dobrze zorientowani w lokalnych więzach pokrewieństwa i powinowactwa, wskazując, kto z kim się ożenił, ile dzieci miało konkretne małżeństwo, które z tych dzieci przedwcześnie zmarły. Zachowały się też w pamięci osoby, których styl życia, zaangażowanie społeczne, aktywne uczestnictwo w tradycyjnych obrzędach rodzinnych (np. w weselach) i dorocznych (np. w wodzeniu niedźwiedzia) zyskały przed laty uznanie społeczności lokalnej i do dziś są z życzliwością wskazywane na fotografiach Lepicha. Zapamiętani zostali mieszkańcy, którzy kupili pierwszy samochód osobowy we wsi, posiadacze motocykli i rowerów, osoby lubiące jeździć z żoną na motorze, miłośnicy nart. Co interesujące, osoby uwiecznione na zdjęciach nie zatraciły we współczesnych relacjach swej osobowości i indywidualnych cech. Bardzo często identyfikację sfotografowanych krewnych i sąsiadów, którzy zmarli w latach 50. minionego stulecia, dopełniają relacje i zindywidualizowane opowieści wspomnieniowe (tzw. memoraty) o tym, że np. pani Jadwiga „[…] Dbała o cmentarz, wykaszała trawę między grobami. Dbała także o mogiły, obsadzała je tzw. tłustą kurką”; pani Leopoldine jako matka zajmująca się gospodarstwem i wychowaniem dwunastki dzieci „uchodziła za dobrą i nad wyraz spokojną kobietę”; pani Klara „pamiętała prawie wszystkie daty urodzin w całej parafii Jasiona w przedziale od lat 20. do 40.”; pan Teofil „miał niezwykłe poczucie humoru. Uchodził za wesołka i duszę towarzystwa, tzw. wigejc. Zginął tragicznie, jadąc na motorowerze (mopliku) z Góry Świętej Anny”; pan Franciszek jako kominiarz był członkiem grupy wodzącej corocznie niedźwiedzia; pan Antoni, który nie miał lewej dłoni (wskutek wypadku w pracy), był oskarżany przez Rosjan o to, że został poszkodowany na zdrowiu, bo brał udział w działaniach wojennych; pan Konrad był człowiekiem „do tańca i do różańca”, wyróżniającym się licznymi umiejętnościami (pszczelarz, weterynarz, pełnił przed wojną funkcję sołtysa); pani Waleska „specjalizowała się w uprawie mirtu doniczkowego”, z którego robiono wianki dla dziewcząt (do ślubu, chrztu św., roczku, I Komunii Świętej, na procesję Bożego Ciała); pan Wilhelm był „dobrym człowiekiem, przekazał pole na cmentarz”; pan Jan był „chłoporobotnikiem o wielu umiejętnościach, tzw. złotą rączką”; pani Cecylia – „kobietą o gołębim sercu”, a pan Franciszek – „pracownikiem fizycznym w Koźlu Porcie. Do pracy chodził piechotą 3 godziny w jedną stronę”, później pracował w fabryce cukru w Rozwadzy, a jako Franciszek „należał do III zakonu przy kościele św. Anny aż do wybuchu II wojny światowej”; pan Juliusz posadził lipy obok kaplicy i stawu; pan Antoni „był bardzo szarmancki i taktowny wobec kobiet i bardzo towarzyski”; pan Ferdynand „był człowiekiem bardzo wesołym i towarzyskim, umilał czas kobietom podczas skubania pierza”; pan Konstanty „opanował sztukę rymarską i został rymarzem, wykonywał chomąta dla koni, nieraz na zeszyt”; pan Antoni wyróżniał się swoim ulubionym powiedzonkiem: „Jak ktoś dobrze zrobił powrózki na snopki, to trzymało jak diołboł dusza”; jedna z mieszkanek z Żyrowej zyskała miano „kobiety pedantki”, ponieważ „wszystko u niej musiało być uporządkowane”, a w wieku 90 lat „przed położeniem się do łóżka zmywała talerze i kubki, bo – jak mawiała – gdyby tej nocy Pón Bóczek jóm odwołał z tego świata, to by ludzie powiedzieli: Co to za ciarach tu miyszkoł”.
***
Jestem przekonana, że zdjęcia Franciszka Lepicha, zarówno te obrzędowe, jak i te dokumentujące czas pracy
oraz spędzanie wolnego czasu czy miejsce dzieci w środowisku wiejskim (wskazują na to ich zabawki utrwalone na pozowanych fotografiach), zasługują nie tylko ze względu na walory poznawcze na monograficzne opracowanie, które trzeba dopełnić współczesnym przekazem na temat wierzeń i zwyczajów, wielu realiów życia społeczno-obyczajowego. Zarejestrowane obrazy z pierwszej połowy XX stulecia wskazują bowiem na dynamiczny proces wielu przemian, np. stroju świątecznego, stroju obrzędowego, gdyż na fotografii widzimy jedne kobiety ubrane jeszcze „po chłopsku”, a inne – zgodnie z najnowszymi trendami mody mieszczańskiej. Dawniej podjęcie decyzji o rezygnacji z tradycyjnego stroju śląskiego wymagało nie lada odwagi. Do dziś w badanej społeczności zachowała się pamięć o rozterkach pani Jadwigi: „Jako panna miała zamiar przejść ze stroju chłopskiego na pański. Po uszyciu sukienki i jej kilkakrotnym założeniu zrezygnowała z jej noszenia i doszła do wniosku, że nojzocniejszy jest strój chłopski”. Współcześnie odbiorca tych fotografii z całą pewnością dostrzeże zmiany i postęp cywilizacyjny, które się dokonały w badanym środowisku lokalnym. Myślę tu nie tylko o modyfikacji wizerunku osobistego mieszkańców tych wsi (fryzury, ubiór, obuwie), ale i o szeroko rozumianej transformacji w kulturze agrarnej (uprawa roli, hodowla zwierząt), o rozwoju rzemiosła, przemysłu, komunikacji i środków transportu…
Z całą pewnością można uznać, że zachowane fotografie zdyscyplinują pamięć komunikatywną mieszkańców, czyli tę wynikającą z przekazu ustnego, nietrwałą, zmieniającą się wraz z kolejnymi pokoleniami, korygując mityzację wspomnień i stymulując tym samym rozwój pamięci kulturowej o własnym dziedzictwie. Nadto można żywić nadzieję, że wizualny przekaz dziedzictwa kulturowego Ślązaków we współczesnej kulturze, skupionej w znacznym stopniu na obrazie, a nie na słowie, wyda się atrakcyjną formą nie tylko dla starszego pokolenia odbiorców, ale i dla młodych ludzi, którzy wręcz się fascynują wizualną transmisją kultury (telewizja, Internet, smartfony, komputery, tablety). W dynamicznym procesie funkcjonowania i przekazywania dziedzictwa kulturowego Ślązaków, który z reguły korzysta z zawodnej i dość selektywnej pamięci ludzkiej, reprezentatywna kolekcja szklanych negatywów Franciszka Lepicha po prostu uniemożliwia „kulturowe zapominanie” i zmusza do zastanowienia się, czy więcej stawia ona pytań, czy więcej przynosi odpowiedzi.
dr hab. Teresa Smolińska
profesor Uniwersytetu Opolskiego
Dofinansowano ze środków Ministerstwa Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – Państwowego Funduszu Celowego
i ze środków Samorządu Województwa Opolskiego